Data: 06.12.2014r
Trasa: Białogarda- Lędziechowo- Łebień- Obliwice 12 km
Prowadzący trasę: Marceli Piec
Liczba uczestników: 5

Na tegoroczne Mikołajki postanowiliśmy wybrać się do znanych nam Obliwic gdzie 
wybitny społecznik i organizator, słynący również z wielkiej gościnności, dyrektor 
GOK w Nw.Wsi Lęborskiej- Krzysztof Pruszak urządza od dłuższego czasu cykl marszów 
Nordic Walking. Klubowicze"Orłów" wprawdzie z reguły z kijkami nie chodzą, dlatego 
też zaplanowaliśmy własną trasę pieszą- bez kijków- z zakończeniem w Obliwicach. 
Trasę inną niż dotychczas aby uniknąć monotonii i powtarzania znanych już szlaków. 
Wcześnie rano, jeszcze o ciemku ,bowiem o godzinie 6.46 wybraliśmy się pociągiem 
SKM do Lęborka w składzie: Marcel, Mecenas, najlepszy klubowy piechur Krzysiek oraz 
Lider Klubu Seweryn. W Lęborku z kolei czekał na nas na dworcu Jurek z Redy. Po 
krótkim oczekiwaniu wsiedliśmy do busa relacji Lębork-Łeba, którym dojechaliśmy do 
miejscowości Białogarda. Jest to bardzo stara miejscowość, w której niegdyś 
mieścił się gród, a którego wały i fosa istnieją do dzisiejszego dnia. Klubowy 
ekspert historyczny Seweryn zdziwił się, że nie widzi dworca, a przecież kiedyś 
przejeżdżał pociągiem przez..Białogard. Przy okazji Seweryn wygłosił wielce ciekawą 
i uczoną pogadankę historyczną o stanie wojennym z 1981r z tezą: " skoro był stan 
wojenny to chyba musiała być wojna, pewno to była III wojna światowa".. Ta dotąd 
niespotykana i odkrywcza teza naszego wybitnego eksperta zadziwiła nawet takiego 
pasjonata historii jak Mecenas, który z pokorą musiał uznać iż jego wiedza nie dorównuje 
Sewerynowi.. Dzień był pochmurny i ponury, lecz na szczęście nie tak mroźny jak tydzień 
temu, a nadto nie było wiatru co sprawiało, że nie musieliśmy się śpieszyć a wędrówka 
była całkiem przyjemna. W Białogardzie obejrzeliśmy neogotycki kościół i pozostałości 
dawnego grodziska,a następnie wyruszyliśmy drogą przez pola do wsi Lędziechowo. Tam 
zainteresował nas jeden z budynków, wprawdzie o niezbyt ciekawej architekturze ale za 
to z charakterystyczną wieżą z hełmem co by świadczyło, że jest to przebudowany pałac. 
Z Lędziechowa Marcel poprowadził nas polną drogą, która wkrótce wchodziła w las, gdzie 
zobaczyliśmy ciekawe i malownicze strumienie, rozlewiska i potoki. Za jakiś czas 
dotarliśmy do miejscowości Łebień, tam nastąpił postój w trakcie którego wspominaliśmy 
jesienny rajd "Liścia Dębu" z noclegiem w miejscowej świetlicy, gdzie szukający spokoju 
sławny podróżnik "Yogi" z Główczyc spał na zewnątrz na zaśnieżonej trawie, a klubowa 
maskotka"Orłów"- krówka Daisy niepokojąco muczała nad ranem.. W Łebieniu obejrzeliśmy 
podobny do białogardzkiego kościół neogotycki, z równie płaskim dachem nad nawą główną. 
Po drodze do Obliwic chcieliśmy również zobaczyć zabytkowy dworek, ale zostaliśmy 
stamtąd przez miejscowego prymitywnego "cerbera" dość obcesowo wyproszeni, mimo iż 
nawet nie weszliśmy na obejście. Niestety, w trakcie naszych wędrówek wiele razy 
spotykamy się z takimi przejawami "buractwa" i chamstwa, co musimy cierpliwie znosić, 
mimo iż nieraz nas swędzą ręce.. Na szczęście już niedaleko było do Obliwic, gdzie 
czekał gościnny dyrektor Pruszak, jadło i napitek.. Ostatni odcinek drogi z Łebienia 
szliśmy przez las, w Obliwicach odwiedziliśmy stary cmentarz po czym udaliśmy się do 
świetlicy wiejskiej.. My kończyliśmy trasę,natomiast uczestnicy marszu Nordic Walking, 
w większości młodzież szkolna, dopiero ją zaczynali.. Mogliśmy zatem w spokoju 
biesiadować w ciepłej świetlicy przy kawie, ciastkach, parowanych ziemniakach i 
śledzikach.. Nowością i prawdziwym "hitem" zaserwowanym przez organizatora była natomiast 
tzw "przecierka jabłkowa" receptury szwedzkiej, do której dyrektor Pruszak postanowił 
dodać "polski wkład". Właśnie ten wkład dodał takiego smaku temu napitkowi, że rychło 
klubowicze wypróżnili cały dzban.. Po biesiadzie siedzieliśmy na zewnątrz przy ognisku, 
częstując stałego bywalca tutejszych imprez- pieska Gacka, a następnie- po przyjściu 
uczestników z trasy-przenieśliśmy się w ustronne miejsce pod łódź.. Spotkaliśmy 
"leśniczynę Maruszynę", której mąż- "leśniczy Marucha" niestety akurat polował na 
Mazurach i nie mógł przywieźć nam swoich słynnych nalewek. Brakowało najwybitniejszego 
turysty Pomorza- Janka Kiśluka, ale za to był Tadek Krawczyk, który po imprezie podwiózł 
nas do dworca w Lęborku. Wielki szacunek wzbudził Krzysiek, który postanowił do Lęborka 
wracać piechotą, podczas gdy reszta zabrała się z Tadkiem, obdarowani prezentami i 
czapkami mikołajowymi przez organizatorów. Do odjazdu pociągu mieliśmy ponad godzinę, 
więc spędziliśmy ten czas przed barem "U brodatego szefa", a o godzinie 15.15 pociągiem 
SKM odjechaliśmy do Słupska.. 


Copyright © 2006-2008 KTP PTTK ORŁY