Data: 23.01.2016r
Trasa: Miastko- Wołcza Wielka- Kamnica- szlakiem krainy lasów i jezior- jezioro Lednik-
Miastko 14 km
Prowadzący trasę: Andrzej Strzykowski
Liczba uczestników: 2
W tym dniu zarówno Oddział Koszaliński jak i Oddział Słupski PTTK organizowały
tzw. "rajdy w nieznane"- gdzie uczestnikom nie była wcześniej podana trasa a o
jej przebiegu dowiadywali się dopiero na starcie. Zainspirowany tym Andrzej
postanowił również zorganizować podobny rajd i wyznaczył kilka tras wokół Miastka,
a wyboru trasy mieliśmy dokonać na miejscu, w zależności od warunków atmosferycznych.
Sobotni ranek był pogodny, ale mroźny, nadto chłód dokuczał również w nieogrzewanym
pociągu, którym Andrzej z Mecenasem wyjechali ze Słupska o godzinie 7.33. Na
szczęście nasza dwójka wędrowców, szkolona osobiście przez najwybitniejszego turystę
Pomorza- Jana Kiśluka zna sposoby na zimno.. W tym przypadku był to wielki drewniany
"kompas" Andrzeja i termosy z kawą. Przed godziną 9 dojechaliśmy do Miastka i od
razu wyruszyliśmy na trasę, forsując szybkie tempo marszu aby się rozgrzać. Mróz
bowiem był jeszcze większy niż w Słupsku a nadto na nieosłoniętej polnej drodze
dokuczał nadto wiatr .Rychło zatem twarze upodobniły się barwą do twarzy Janka
Kiśluka, jaką ma po wycieczkach. Na szczęście szybko doszliśmy do Wołczy, gdzie
nie było już takiego wiatru. Tam trzeba było zobaczyć ewangelicki zabytkowy kościół
i położony obok cmentarz rodu von Massow. Nowością była tablica nagrobna hrabiny
Ehrengard von Massow, którą mieliśmy okazję niegdyś poznać w trakcie wędrówek "Z
Głosem Pomorza w plener" i którą to Mecenas częstował pieczonymi winniczkami z
masłem czosnkowym /"Kennen Sie, wie'ne die Schnecke schmeckt?"/. Jak wiadomo, obok
Wołczy znajduje się kilka malowniczych jezior, ale teraz były one zamarznięte i
pokryte śniegiem, więc można było- oczywiście z zachowaniem środków ostrożności-
przespacerować się po jeziorze. Z Wołczy skręciliśmy na północ, idąc mocno oblodzoną
szosą, więc uważać trzeba było na podłoże. Mimo mrozu i lodu, humor jednak dopisywał,
zwłaszcza Andrzej był szczęśliwy, bowiem Ula dzisiaj uczestniczyła w "ekstremalnym"
rajdzie słupskiego RO PTTK. Z drugiej strony żałowaliśmy, że nie było z nami
zasłużonych dla klubu wędrowców i dobrych przyjaciół jak Marek, Jurek z Redy, czy
Krzysiek. Po dojściu do Kamnicy obejrzeliśmy zabytkowy pałac, szkoda, że już w ruinie
i chyba nie do ocalenia.. Następnie weszliśmy na niebieski szlak "Krainy lasów i
jezior", który wiódł do Miastka prawie cały czas leśną drogą. W lesie było już
zacisznie, można było iść wolniej, nie forsując tempa, a czas poświęcić na
kontemplację widoków przyrody i rozmowy. Andrzej opisywał wrażenia z wycieczek
górskich w tym oczywiście z wąwozu Homole, Mecenas z kolei przedstawił plany
uwiecznienia wybitnych turystów na malarskich płótnach, inspirując się dziełami
wielkich malarzy- i tak wg "Batorego pod Pskowem" mógłby powstać obraz "Olewniczak
pod Tczewem" itp. W ciszy zimowego lasu słychać było tylko szczebioty sikorek, a
na śniegu odznaczały się ślady leśnej zwierzyny. Idąc powoli i gawędząc dotarliśmy
nad brzed zamarzniętego jeziora Lednik, skąd już blisko było do Miastka. Planowaliśmy
tam spotkanie z Konradem Remelskim, ale okazało się, że był on jeszcze mocno obolały
po wczorajszej imprezie integracyjnej, więc sami musieliśmy sobie radzić. Ponieważ
było dopiero kilka minut po godzinie 12ej a do pociągu pozostało ponad 2 godziny
udaliśmy się na obiad do baru "Zatoka", gdzie bardzo zasmakowała nam zupa pomidorowa
i schabowy. Mróz skłonił nas by nie opuszczać jeszcze lokalu, więc przenieśliśmy się
do "części pitnej", w której spędziliśmy resztę czasu. O godzinie 14.30 wsiedliśmy do
pociągu, który na szczęście w odróżnieniu od porannego był ogrzewany, więc powrót
odbywał się w miłej atmosferze, zwłaszcza, że mieliśmy jeszcze resztkę "płynu
kompasowego"..