Data: 03.03.2018r
Trasa: Szczenurze- jezioro Czarne- Szczenurze 10 km
Prowadzący trasę: Tadeusz Krawczyk
Liczba uczestników z KTP ORŁY: 7
Co roku lęborski klub "Kahel" organizuje wędrówki marcowe na powitanie wiosny, jak
pamiętamy w ubiegłym roku była to w pewną deszczową sobotę włóczęga w lasach koło
Leśnic z upojną biesiadą pod wiatą /zapytała ciekawa Tereska- "Gruby", ktoś ci leży
pod nogami, czyżbyś znalazł pieska ?/ a nie piesek to był. Wówczas- mimo deszczu-
czuć było zbliżającą się wiosnę, a teraz- zima w pełni, mimo iż mróz zelżał.
Pociągiem Regio o godzinie 8.32 pojechali do Lęborka-kapitan Halszka, Andrzej z Ulą,
Mecenas oraz Lider Klubu Seweryn, będący na przepustce ze szpitala. Od razu Andrzej
zajął się studiowaniem folderów turystycznych gdzie- poza widokami plenerów- były
też przepisy lekarskie, przydatne zwłaszcza dla turystów, które to Andrzej postanowił
od razu wprowadzić w życie. W Lęborku czekał już stary traper "Jurencjo" z Redy, a
wkrótce pojawił się sam organizator- Wielki Mistrz Wolnej Loży Turystów Pomorza Rytu
Beretowego- wielki i wspaniały Jan Kiśluk, a także prowadzący- Tadek "Hippis" Krawczyk.
Po skompletowaniu uczestników- głównie młodzieży szkolnej ale też kilkunastu pań o
młodości i urodzie Moorhexy, z siedziby LOT na dworcu zapakowaliśmy do autobusu chleb
i..nie, nie sól lecz kiełbasę, po czym pojechaliśmy do miejscowości Szczenurze- 3 km
na południe od Nowęcina pod Łebą. Wysiedliśmy przy boisku pod leśniczówką, tam czekali
już na nas pozostali uczestnicy w tym "Indycza Królowa"- Wandzia z Rzuszcz oraz "Chudy
Marek" z termosem kawy penitencjarnej, a także grupa dzieci pod opieką m.in pani
profesor Danusi od matematyki, na widok której od razu Andrzej zapragnął korepetycji
z geometrii kładzionej. Po krótkim wykładzie leśnika Wojciecha wyruszyliśmy na trasę,
prowadzeni przez Tadka, podczas gdy Janek i Marek pozostali "zabezpieczać ognisko"
/tak dobrze je "zabezpieczyli" że po powrocie Tereska musiała zabezpieczyć Marka/.
Drogi były przetarte, świeciło słońce /choć chwilami nieraz posypywało śniegiem/ więc
wędrówka była przyjemna, prawdziwie zimowa, cieszyliśmy się, że nie szliśmy po
grząskim błocie.. Zdarzało się co prawda, że pod świeżym śniegiem znajdował się lód i
niejeden "zatańczył" jakby wracał z gościny u Janka Kiśluka, ale w sumie szło się bez
przeszkód. Obejrzeliśmy stary cmentarz w Szczenurzach, wyszliśmy na pole i aleją pośród
starych drzew do lasu gdzie z drogi wiodącej dalej do Wicka skręciliśmy w lewo w stronę
jeziora Czarnego. Po około 5 kilometrowym marszu, przerywanym postojami na "pokrzepienie
i regenerację sił" doszliśmy nad brzeg skutego lodem i pokrytego śniegiem urokliwego
jeziora Czarnego, gdzie nastąpił dłuższy postój przy ognisku rozpalonym przez
leśniczego Wojciecha. Jako iż czas naglił a musieliśmy być w Lęborku przed 15ą,
leśniczy wyznaczył nam inną trasę powrotną do Szczenurzy. Tym razem prowadzenie
przejął "Piękna wróżka" czyli Maurycy Gałuszka, któremu dzielnie towarzyszył Mecenas
i w tempie chodziarzy olimpijskich w niecałą godzinę dotarli do mety w Szczenurzach.
Chudy Marek był już co prawda wielce strudzony "zabezpieczaniem ogniska" ale powitał
wędrowców "chlebem i solą" a także kawą penitecjarną. Nawet leśniczy dał się skusić na
łyk kawy, co prawda zarzekał się, że kawy nie pija ale tym razem mu zasmakowała- przy
czym bardzo chciał poznać jej recepturę, a to stanowi wielopokoleniowy sekret rodzinny
Janusewiczów.. Gdy natomiast na metę dotarła Halszka od razu znalazło się kilku
dżentelmenów by się zaopiekować-może nie tyle Halszką co jej plecakiem, gdzie
znajdowała się pieprzówka.. Na żeliwnym ruszcie upiekły się kiełbasy, po posiłku
nadszedł czas powrotu do Lęborka. Ponieważ do odjazdu pociągu /godzinie 15.11/mieliśmy
jeszcze trochę czasu, więc abyśmy nie zmarzli, Janek zaprosił nas do siedziby LOT na
dworcu- Seweryn załatwił "chleb-sól" odmówiliśmy pożegnalną modlitwę do świętego Zenona,
ciesząc się z udanej wycieczki, gdzie po drodze nie spotkaliśmy różnych "baar-barzyńców",
którzy ściągnęli by od nas solidne myto..